Bardzo lubię pierwszą płytę Organka, wracam sobie do niej od czasu do czasu. Jest napakowana stylizowanymi piosenkami z dobrymi tekstami, jest profesjonalnie wyprodukowana i ogólnie całkiem dobrze przemyślana. Czasami brzmi jak muzyczna wariacja na temat Southern Gothic w kontekście polskich peryferii, co bardzo do mnie przemawia. Na dodatek album promowała nad wyraz adekwatna trasa koncertowa po urokliwych wygwizdowach Polski B. Potem był kolejny album utrzymany w podobnej estetyce, co przestało być dla mnie interesujące. Myślałam, że skoro typ ma łeb, to stać go na więcej. Tymczasem Organek spróbował powtórzyć sukces debiutu. I sukces komercyjny rzeczywiście był ogromny. Może Teorią opanowywania trwogi próbował udowodnić, że w istocie łeb ma i to jeszcze jaki – jeśli tak, to wyszło za bardzo na siłę. O ile na Głupim udało mu się nie popaść w pretensjonalność, o tyle w przypadku debiutu literackiego już mu to nie wychodzi. Chociaż ten zbudowany jest na podobnych f...
recenzje książek, prywatne przemyślenia