Powrót na studia po urlopie to przykre zderzenie z rzeczywistością. Nie takie na krew i bebechy na asfalcie, tylko takie żałosne jebut pod supermarketem przez moment nieuwagi, bo cośtam zasłaniało widok. Komuś zarysowałaś, tobie wgnieciono, ale jesteście dla siebie miłe i kordialnie zażegnujecie kryzys, byle tylko móc już jechać dalej w świętym spokoju. Powrót na studia po urlopie to czytanie w dużych ilościach, tego, czego nie chcesz, ale teraz już musisz. Nie masz wyboru, bo inni napisali już pierwsze rozdziały prac magisterskich, a ty dopiero wychodzisz z limbo. Przebijasz się więc panicznie przez arcy-akademickie, przeładowane artykuły polskich humanistek. Dwadzieścia stron, a czyta się je pół dnia. Najgorsze jest słowo aporia . Kojarzysz je skądś oczywiście, chyba z wykładu sprzed dwóch lat, ale już nie pamiętasz dokładnie o co chodzi. Nie sprawdzasz znaczenia, bo ci się nie chce i nie jest ci to do niczego potrzebne. Sprawdzasz dopiero, kiedy aporia wraca, bo m...
recenzje książek, prywatne przemyślenia