Powrót do Reims Didiera Eribona ukazał się u nas po dziesięciu latach od publikacji (w przekładzie Maryny Ochab wydanym przez Karakter). W sumie dobrze, bo teraz esej o załamaniu francuskiej lewicy i dość cynicznym przejęciu jej wyborców przez skrajną prawicę jest bardzo wymowny na polskim gruncie.
Teoria Eribona brzmi następująco: francuska lewica uległa myśli neoliberalnej, została zneutralizowana, przestała reprezentować interesy klasy robotniczej. Skrajna prawica zwęszyła okazję do przeciągnięcia rozczarowanych wyborców lewicy na swoją stronę poprzez podsycanie resentymentów i fobii, które progresywna lewica bagatelizowała. Skrajnej prawicy udało się dobić do mainstreamu poprzez zmobilizowanie grupy społecznej, którą lewica umyślnie starała się zepchnąć w cień, by skupić się na liberalnych kwestiach. Wystarczyło nakarmić głodnych poczuciem godności i odnowionej solidarności. Proszę mi powiedzieć, że to nie brzmi znajomo.
Moim zdaniem jest to jednak wątek drugorzędny. W Powrocie do Reims ciekawsze jest zobrazowanie tego jak różne mechanizmy społeczne i polityczne wpływają na sferę prywatną.
Literacki tekst akademicki
Do namalowania tego pejzażu Didier Eribon – uznany członek francuskiego środowiska akademickiego – posługuje się własnymi doświadczeniami, które poddaje socjologicznej analizie. Raczej nie jest to typowa praktyka, dlatego jest to tekst ciekawy z samych względów formalnych. Zaczynamy czytać coś, co wygląda jak autobiografia, po czym po przewróceniu kartki na drugą stronę u jej spodu dostrzegamy przypis dolny podający źródło cytatu, jak w typowym eseju z czasopisma naukowego. Tak więc mamy do czynienia z introspekcyjnym tekstem literackim, który pretenduje do bycia introspekcyjnym tekstem naukowym (choć sam autor upiera się, że jest na odwrót: to tekst naukowy, który został znacznie lepiej przyjęty w środowisku literackim niż akademickim. Ponadto pewnie nie spodobałoby mu się moje użycie terminu z dziedziny psychologii. No cóż, ta Kula toczy się tam, gdzie się potoczy).
W dużym uproszczeniu, różnica między literackością a naukowością w tym przypadku polega na tym, że Żeromski napisałby, że jestem rozdartą sosną, a Eribon napisałby, że Bourdieu napisałby, że moje „ja” jest dziełem rozdartego habitusu.
W dużym uproszczeniu, różnica między literackością a naukowością w tym przypadku polega na tym, że Żeromski napisałby, że jestem rozdartą sosną, a Eribon napisałby, że Bourdieu napisałby, że moje „ja” jest dziełem rozdartego habitusu.
Pisanie o sobie samym
Dobra, żartuję, ale ogólnie norma jest taka, że pisanie o prywatnych przeżyciach jest zarezerwowane na innego rodzaju działalność. W pracy naukowej zazwyczaj dążymy do tego by za bardzo się z niczym nie zdradzać, bo tak definiujemy profesjonalizm. Eribon zdaje się tym nie przejmować, podważa podział na publiczne i prywatne zarówno na poziomie analizy jak i na poziomie metatekstualnym. Jest przekonany, że nie ma niczego zgubnego w pisaniu o sobie samym w charakterze naukowym, wręcz przeciwnie, należy tak robić — należy wychodzić od siebie, od własnych doświadczeń i nie bawić się w kamuflaż, bo tego wymaga konwencja.
To odejście od kamuflażu jest w Powrocie do Reims centralnym wątkiem i niejako jest zasygnalizowane już od pierwszego zdania, w którym widzimy narrację pierwszoosobową. Wyczuwalne są w takim podejściu echa myśli jego filozoficznych idoli, Simone de Beauvoir i Michela Foucaulta: mamy mieć do czynienia z autorem, który pisze o tym, co bezpośrednio go dotyczy i co go w najwyższym stopniu angażuje.
To odejście od kamuflażu jest w Powrocie do Reims centralnym wątkiem i niejako jest zasygnalizowane już od pierwszego zdania, w którym widzimy narrację pierwszoosobową. Wyczuwalne są w takim podejściu echa myśli jego filozoficznych idoli, Simone de Beauvoir i Michela Foucaulta: mamy mieć do czynienia z autorem, który pisze o tym, co bezpośrednio go dotyczy i co go w najwyższym stopniu angażuje.
Roksana Węgiel a determinizm
Jest to również esej ciekawy, ponieważ stawia na pierwszym planie koncepty, o których nie za bardzo lubimy czytać w naszym zachłyśnięciu się iluzoryczną wolnością wyboru. Tymi konceptami są klasowość i determinizm. Nie bez powodu dziecięcą Eurowizję wygrywają bladolice dziewczęta śpiewające o tym, że mogą być kim tylko chcą – fajnie się słucha takich tekstów, są pokrzepiające. Niestety, nie sprawdzają się w przypadku większości ludzi żyjących na tej planecie. Typowy człowiek zostaje tym, kim uda mu się zostać w danych warunkach, zazwyczaj boleśnie ograniczonych.
Otwarcie o wstydzie
Idea, która najbardziej mnie pociąga w Powrocie do Reims, a która przesądza o emocjonalnej sile tej książki, to akt wyznania niewygodnych prawd o samym sobie. Eribon jako paryski intelektualista-gej z dużą odwagą pisze choćby o stosunku do swojej robotniczej rodziny, homofobicznych wyborców Frontu Narodowego żyjących na prowincji. Pisze o tym, że nie ma w nim miłości dla bliskich, którzy wcale bliscy mu nie są – wręcz przeciwnie, wstydzi się ich. Wstydzi się swoich rodziców, a jego brat jest dla niego niemal obcym człowiekiem.
Może to być wyznanie szokujące dla tych, którzy wyznają rodzinne wartości, ale Eribon wcale nie zamierza się kajać. Nie przejawia się w jego pisaniu ten rodzaj poczucia winy, który mógłby się przerodzić w pokutniczą nienawiść do samego siebie za bycie jakąś nieczułą aberracją. I, oczywiście, ma w tym rację. Widzi, że mógł zrobić więcej, by podtrzymać z rodziną kontakt (wcale nie była mu tak wroga jak mu się zawsze wydawało). Widzi, że nie myślał jasno dystansując się od swoich korzeni. Równocześnie uznaje za bezsensowne zadręczanie się tymi błędami.
Może to być wyznanie szokujące dla tych, którzy wyznają rodzinne wartości, ale Eribon wcale nie zamierza się kajać. Nie przejawia się w jego pisaniu ten rodzaj poczucia winy, który mógłby się przerodzić w pokutniczą nienawiść do samego siebie za bycie jakąś nieczułą aberracją. I, oczywiście, ma w tym rację. Widzi, że mógł zrobić więcej, by podtrzymać z rodziną kontakt (wcale nie była mu tak wroga jak mu się zawsze wydawało). Widzi, że nie myślał jasno dystansując się od swoich korzeni. Równocześnie uznaje za bezsensowne zadręczanie się tymi błędami.
(Nie) moja wina
Myk z determinizmem polega na tym, że główny ciężar za taki, a nie inny stan jego relacji z rodziną nie leży na jego barkach – leży na barkach systemu, który gloryfikuje ideały klasy wyższej i stymuluje pogardę wobec „ciemnogrodu”. Równocześnie ten sam system podtrzymuje klasę niższą w ignorancji, przerzucając na nią odpowiedzialność za wyciągnięcie siebie ze stanu bycia owym "ciemnogrodem", nie stwarzając nawet ku temu warunków (tutaj Eribon skupił się głównie na wadach francuskiego systemu edukacyjnego, ale porusza też np. temat zaniedbania socjalnych osiedli mieszkaniowych).Oczywiście, myk z determinizmem uwalnia nas od winy, ale ma też mniej wygodną stronę, bo swoje życiowe sukcesy również należy rozpatrywać jako efekty wielu czynników, np. przywileju i czystego przypadku, nie tylko i wyłącznie ciężkiej pracy i talentu. Chodzi w tym o to, by nie ulegać zanadto neoliberalnej doktrynie indywidualizmu.
Zdaniem Eribona kwestia tego, w jakich kręgach na co dzień się obracamy, a z kim się nie zadajemy jest tylko pozornie naszą indywidualną preferencją; w rzeczywistości ta preferencja jest zależna od zastanego porządku społecznego. Tak samo fobie, resentymenty i ignorancja nie biorą się znikąd – są umacniane przez podział klasowy. Nawet jeśli Eribon mógł zachowywać się lepiej wobec swojej rodziny i myśleć jaśniej, to system jakoś specjalnie go do tego nie zachęcał. Potrzebna jest do tego duża samoświadomość. I tutaj głównym jego przewinieniem, do którego się przyznaje, jest to, że jako lewicowy myśliciel był świadomy klasowo, lecz dla własnego komfortu nie odniósł swojej wiedzy do samego siebie.
Co mogę w sobie zmienić?
W Powrocie do Reims Eribon niejako zachęca do pozbawienia się złudzeń o własnej autonomii. Prezentuje spojrzenie na świat, w którym podziały klasowe pełnią konstytutywną rolę w procesie wytwarzania tożsamości. Czyli czytając tę książkę nieuchronnie będziecie zastanawiali się nad tym jak wasze pochodzenie wpłynęło na to kim obecnie jesteście i jak siebie postrzegacie. Może okazać się, że nie jesteście wcale tacy rozsądni i przenikliwi jak wam się wydawało. Może się okazać, że to, co się wam wydaje jest zgodne z tym, co się wydaje większości ludzi z podobnym backgroundem i tylko wpisujecie się w standard.
Jest w takim myśleniu jakiś pesymizm, ale ze świadomości, że istnieją rzeczy większe od nas, od których jesteśmy zależni może też wynikać pokora, akceptacja, potencjalnie jakaś ulga. Po prostu niektóre rzeczy – takie jak pochodzenie czy habitus, oprogramowanie, które dostaje się w pakiecie wychowując się w danym miejscu – są poza naszą kontrolą. A jednak determinizm Eribona nie można uznać za radykalny, gdyż zostawia dużo miejsca na przezwyciężenie różnych wbudowanych mechanizmów poprzez pracę nad sobą. Prosty przykład: można awansować i poprzez pracę nad poczuciem własnej wartości nie czuć się oszustem wśród ludzi z klasy wyższej. Tylko najpierw trzeba zrozumieć własne i cudze słabości, przyznać się do błędów w dotychczasowym postępowaniu i realistycznie ocenić swoje możliwości – co jestem w stanie przezwyciężyć, czego nie. Odmówmy wszyscy modlitwę, której się uczą Anonimowi Alkoholicy, a która jest o wiele bardziej życiowa niż jakieś tam Ojcze nasz:
Jest w takim myśleniu jakiś pesymizm, ale ze świadomości, że istnieją rzeczy większe od nas, od których jesteśmy zależni może też wynikać pokora, akceptacja, potencjalnie jakaś ulga. Po prostu niektóre rzeczy – takie jak pochodzenie czy habitus, oprogramowanie, które dostaje się w pakiecie wychowując się w danym miejscu – są poza naszą kontrolą. A jednak determinizm Eribona nie można uznać za radykalny, gdyż zostawia dużo miejsca na przezwyciężenie różnych wbudowanych mechanizmów poprzez pracę nad sobą. Prosty przykład: można awansować i poprzez pracę nad poczuciem własnej wartości nie czuć się oszustem wśród ludzi z klasy wyższej. Tylko najpierw trzeba zrozumieć własne i cudze słabości, przyznać się do błędów w dotychczasowym postępowaniu i realistycznie ocenić swoje możliwości – co jestem w stanie przezwyciężyć, czego nie. Odmówmy wszyscy modlitwę, której się uczą Anonimowi Alkoholicy, a która jest o wiele bardziej życiowa niż jakieś tam Ojcze nasz:
abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,
odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,
i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.
Poczucie wyższości awansującej wieśniary z poczuciem niższości
Wyniki moich przemyśleń sprowokowanych lekturą Powrotu do Reims nie stawiają mnie w dobrym świetle. Nie zdawałam sobie sprawy, że moja tożsamość jest ukuta w tak dużej mierze ze wstydu, poczucia niższości, pogardy i potrzeby dystynkcji; innymi słowy – potrzeby bycia kimś innym niż się jest w rzeczywistości.
Różnie się to przejawiało w Krakowie: wstydziłam się języka, jakim się posługuję. Wstydziłam się luk w wiedzy, bo nie otrzymałam wykształcenia na najwyższym możliwym poziomie. Wstydziłam się nawet chodzić w miejsca, które wydawały mi się zbyt hipsterskie (czyt. nie uważałam siebie za dostatecznie fajną i kompetentną by korzystać z pełnej oferty kulturalnej miasta, w którym żyłam). To z kolei prowadziło do kamuflowania się z tym moim „wieśniactwem” – cały czas trzeba się było mieć na baczności, cały czas trzeba było kogoś doganiać.
Jeszcze inaczej wygląda to wszystko w Krupem. Poczucie niższości obraca się w poczucie wyższości. W Krupem jestem bufonem, który dopuszcza się poniżania na tle klasistowskich uprzedzeń – nie zliczę ile razy nazwałam mojego ojca kretynem albo zniecierpliwiona wytknęłam mu bazowanie na chłopskim rozumie i fundamentalną nieumiejętność logicznego myślenia. A jak nie jestem bufonem, to staram się odseparować od tego, co wzbudza moją pogardę – nie chodzę na wesela, dożynki, nie uczestniczę w życiu rodzinnym. W gimnazjum kupiłam sobie wielkie słuchawki Sennheisera i wszędzie z nimi chodziłam, żeby nikt nie wdawał się ze mną w rozmowę. Albo na każdej przerwie szkolnej czytałam książki, nawet kiedy nieszczególnie mi się chciało, byle tylko się odizolować a przy okazji się popisać, bo moje wielkie aspiracje musiały być wyeksponowane. Nie żebym już wcześniej nie zwróciła uwagi na te moje antyspołeczne zachowania, ale nie w kontekście klasowym.
Różnie się to przejawiało w Krakowie: wstydziłam się języka, jakim się posługuję. Wstydziłam się luk w wiedzy, bo nie otrzymałam wykształcenia na najwyższym możliwym poziomie. Wstydziłam się nawet chodzić w miejsca, które wydawały mi się zbyt hipsterskie (czyt. nie uważałam siebie za dostatecznie fajną i kompetentną by korzystać z pełnej oferty kulturalnej miasta, w którym żyłam). To z kolei prowadziło do kamuflowania się z tym moim „wieśniactwem” – cały czas trzeba się było mieć na baczności, cały czas trzeba było kogoś doganiać.
Jeszcze inaczej wygląda to wszystko w Krupem. Poczucie niższości obraca się w poczucie wyższości. W Krupem jestem bufonem, który dopuszcza się poniżania na tle klasistowskich uprzedzeń – nie zliczę ile razy nazwałam mojego ojca kretynem albo zniecierpliwiona wytknęłam mu bazowanie na chłopskim rozumie i fundamentalną nieumiejętność logicznego myślenia. A jak nie jestem bufonem, to staram się odseparować od tego, co wzbudza moją pogardę – nie chodzę na wesela, dożynki, nie uczestniczę w życiu rodzinnym. W gimnazjum kupiłam sobie wielkie słuchawki Sennheisera i wszędzie z nimi chodziłam, żeby nikt nie wdawał się ze mną w rozmowę. Albo na każdej przerwie szkolnej czytałam książki, nawet kiedy nieszczególnie mi się chciało, byle tylko się odizolować a przy okazji się popisać, bo moje wielkie aspiracje musiały być wyeksponowane. Nie żebym już wcześniej nie zwróciła uwagi na te moje antyspołeczne zachowania, ale nie w kontekście klasowym.
Uświadomiłam sobie, że ulegam wszechobecnej agresji i prostym mechanizmom; skłaniają mnie one do wyboru komfortu izolacji w uciecze przez psychicznym dyskomfortem, jaki pociąga za sobą dialog ponad klasowymi różnicami. Należałoby podjąć wysiłek wypracowania bardziej wyrozumiałego stosunku do tego, co wzbudza we mnie niesmak.
Niezłe efekty jak na 218 stron lektury. Tyle mi wystarczyło, by przekonać się o tym jak bardzo fasadowa jest moja lewicowość, bo przecież swoim zachowaniem odwzorowuję procesy, które wyniszczają społeczeństwo od środka, atomizują je. Śmiałam myśleć, że moje problemy w relacjach międzyludzkich są przede wszystkim kwestią prywatną i indywidualną. Ała.
Niezłe efekty jak na 218 stron lektury. Tyle mi wystarczyło, by przekonać się o tym jak bardzo fasadowa jest moja lewicowość, bo przecież swoim zachowaniem odwzorowuję procesy, które wyniszczają społeczeństwo od środka, atomizują je. Śmiałam myśleć, że moje problemy w relacjach międzyludzkich są przede wszystkim kwestią prywatną i indywidualną. Ała.
Vulnerability
W jednym z wykładów z Louvain Michel Foucault powiedział, że „przez wyznanie uznaje się, że złamało się pakt społeczny, ale też, uznając to, wykonuje się pierwszy krok, pierwszy ruch w kierunku powrotu do społeczeństwa”[1]. Te słowa odnoszą się do czynów karalnych, ale wydaje mi się, że można się nimi posłużyć i w tym przypadku: Eribon wraca do Reims, czyli do przeszłości i rodziny, do swojego backgroundu, pisząc o tym jak się od niego odciął dla własnego dobra poprzez ucieczkę z Reims.Nie brzmi to zbyt doniośle, ale w rzeczywistości takie wyznanie ma duże znaczenie, ponieważ zawsze pociąga za sobą jakąś zmianę. Nie wyznajemy, kiedy nie ma takiej potrzeby i kiedy nie jesteśmy na to gotowi. Wyznanie służy zdefiniowaniu siebie samego na nowo, poszerzeniu obrazu swojego „ja” o nowe spostrzeżenia, niekiedy podważające to, za kogo się do tej pory siebie uważało. To świadome osłabienie własnej pozycji, ujawnienie swoich lęków, kompleksów, odruchów, które nie zasługują na pochwałę. Dlatego Powrót do Reims pomimo swojej naukowości jest pracą naładowaną emocjonalnie.
Eribon za pomocą dostępnych mu narzędzi odkrywa przed nami prawdę o samym sobie; oficjalnie czyni siebie od tej prawdy zależnym, podczas gdy większość życia usiłował się od niej uwolnić. Odkrywa tę prawdę na swoich warunkach, niemniej pisze o tym, o czym pisanie przez wiele lat było dla niego zbyt niewygodne i kosztowne. Ogromnie mnie to porusza, bardziej niż chciałabym przyznać.
[1] Michel Foucault, Zło czynić, mówić prawdę. Funkcja wyznania w sprawiedliwości. Wykłady z Louvain, 1981 (e-book), przeł. Andrzej Zawadzki, Kraków 2018, s. 291.
Komentarze
Prześlij komentarz